Krótka zwięzła, a jednocześnie bogata w treść, bo zmusza do przemyśleń. Dla mnie trochę niepokojąca, bo zaczęłam się zastanawiać czy moje życie ma sens i kierunek, który obrałam jest właściwy, a z drugiej strony czy będę zadowolona z moich decyzji na starość.
Strona Główna › Styl życia › 15 pytań, dzięki którym odkryjesz sens życia Jak znaleźć sens życia? | Fot. Christopher Sardegna Wczoraj mój znajomy zadał mi dość interesujące pytanie. Z pozoru niewinne, okazało się przyczyną dłuższej rozmowy. Co takiego chciał wiedzieć? Otóż zapytał mnie o sens życia. W ostatnich tygodniach bardzo źle mu się wiodło i przestał dostrzegać jakąkolwiek wartość w swoim istnieniu. Szukał pocieszenia i chyba znalazł je w mojej osobie. Myślę, że jesteśmy tutaj z jakiegoś powodu. Każdy z nas ma swoje zadanie do spełnienia niczym trybik w wielkiej machinie rzeczywistości. Myliłby się jednak każdy, kto nie przypisałby ważnej roli owemu trybikowi. Życie jest jak staromodny, nakręcany zegarek. Jego mechanizm jest bardzo skomplikowany; składają się nań kółka zębate, sprężynki i przekładnie. Wszystkie one, same w sobie, nie wydają się istotne. Jednakże jako część większego systemu są nieocenione. Jeśli jeden mały trybik się zepsuje, cały mechanizm przestanie działać. Człowiek jest również elementem większej całości. Patrząc na siebie, być może tego nie widzi, ale jest tak samo ważny jak sprężyna w zegarku. Wszechświat potrzebuje do sprawnego działania każdego z nas. Jesteśmy ogniwami nieskończonego łańcucha zależności – nawet jeśli tego nie rozumiemy. Nasze życie składa się z marzeń i działań zmierzających do ich realizacji. Splatają się one z marzeniami innych ludzi; uzupełniają wzajemnie i napędzają. Chcąc odkryć sens istnienia, musimy poznać własne dążenia oraz opanować siebie i swoje umiejętności. Jakie postawiłem sobie cele? Za czym tak naprawdę podążam? Mógłbym wymieniać długo – starczyłoby na cały artykuł, ale nie chcę nikogo zanudzać. Ograniczę się do wymienienia trzech najważniejszych rzeczy: Więź z ludźmi, szczególnie z rodziną – to dla mnie najważniejsza rzecz na świecie; ważniejsza nawet od oświecenia, o które tak bardzo wszyscy zabiegają. Przeżywanie każdego dnia w pełni – w chwili śmierci nie chcę niczego żałować. Finansowa niezależność i bezpieczeństwo – to może wydawać się trochę materialistyczne, ale posiadanie pieniędzy ma duży związek z osobistym szczęściem. Ktoś może powiedzieć: „to jest mało uduchowione”, lecz prawda jest taka, że bez poczucia bezpieczeństwa w sferze finansowej nie można mówić o zadowoleniu z życia. Wracając do pytania mojego kolegi: sens życia czasami nie jest łatwy do odkrycia. Mnie zajęło to dłuższą chwilę. Niby wiadomo, o co chodzi, ale żeby konkretnie wypunktować istotę bytu, trzeba się dobrze zastanowić. Można ułatwić sobie sprawę przez sporządzenie listy pytań. Dzięki temu określenie sensu życia będzie o wiele łatwiejsze. Co sprawia, że się uśmiechasz? Jakie czynności i rzeczy sprawiają ci radość? Co najbardziej podoba ci się w dotychczasowym życiu – jakie wspomnienia cenisz najbardziej, jakie osiągnięcia wywołują zadowolenie, jakie porażki nauczyły cię czegoś i umocniły? Co najbardziej lubisz w swojej obecnej sytuacji życiowej? Co sprawia, że masz poczucie straconego czasu? Co sprawia, że jesteś z siebie zadowolony? Kto inspiruje cię najbardziej? W czym jesteś dobry? Jakie posiadasz talenty i pasje? W czym zazwyczaj ludzie proszą cię o pomoc? Jakich rzeczy żałowałbyś najbardziej, gdybyś nie mógł ich robić? Jakie wartości cenisz najbardziej? Jakie wyzwania i problemy pokonałeś w swoim życiu? Jak to zrobiłeś? W co wierzysz? Czy wierzysz w cokolwiek? W czym możesz pomóc innym ludziom? Co najbardziej rzuca ci się w oczy, kiedy obserwujesz innych ludzi? Wyobraź sobie, że leżysz na łożu śmierci i wspominasz całe swoje życie. Patrząc wstecz na wszystko, co udało ci się osiągnąć, co liczy się dla ciebie najbardziej? Jeśli uważasz, że jakiegoś pytania (ważnego dla ciebie) tutaj brakuje, możesz je dodać. Jeżeli odpowiesz na nie wszystkie, z pewnością będziesz w stanie lepiej zrozumieć sens życia. Nie będzie to wiedza uniwersalna, mająca zastosowanie dla wszystkich ludzi – będzie to twój osobisty sens życia. Taki, który możesz osiągnąć. Kategorie: Styl życia Autor: Wojciech "Abaren" ZielińskiZałożyłem tę stronę internetową, by pomóc wszystkim osobom, dla których liczy się uniwersalna duchowość. Nie taka, która nakłania do nienawiści i walki, lecz prawdziwa - skupiona na szczerych poszukiwaniach prawdy. Zmień czyjeś życie na lepsze! Udostępnij: Dołącz do nas Polub nas na Facebooku, by otrzymywać powiadomienia o nowościach. Szukaj na stronie O nas Niniejsza strona internetowa ani jej autorzy nie są powiązani z żadną religią, sektą, związkiem wyznaniowym, ruchem New Age etc. Uważamy, że duchowość nie ogranicza się do jednej ideologii – jest uniwersalna i dotyczy w takim samym stopniu wszystkiego i wszystkich. Pamiętaj: w duchowości najważniejszy jest człowiek i jego osobista droga, a nie Bóg, guru czy kościół. Materiały zawarte na łamach niniejszego serwisu są objęte prawami autorskimi i nie mogą być kopiowane ani powielane w jakikolwiek sposób bez zgody autorów. Ta strona została znaleziona m. in. przez następujące frazy: 15 pytań dzięki którym odkryjesz sens życia, jaki jest sens życia, odkryj sens swojego życia, pytanie o sens życia 42, jak odnalezc sens zycia, najtrudniejsze pytania o życiu, sens życia człowieka, jak odnalezc sens zycia, jak znaleźć sens życia.
Okazuje się, że Twojemu życiu największy sens nadaje rodzina! Bez niej Twe życie już nie byłoby aż tak wartościowe! Popierasz ten wynik, a może nie? Podziel się nim w komentarzu! Moje życie wogóle nie ma sensu
Jeśli komuś zależy na tym, by nie usłyszeć od rodzonego dziecka słów rozpaczy, że jego życie nie ma żadnego sensu, trzeba samemu sensownie żyć. Ja się na świat nie prosiłem! Nie musiałaś mnie rodzić! Moje życie nie ma żadnego sensu!”. Rodzice przeważnie wyczuwają, kiedy te ciężko raniące słowa ich nastoletni syn czy córka wypowiadają pod wpływem chwilowej emocji, a kiedy tylko po to, żeby ich wypróbować. Ale jak ojciec czy matka mają reagować, kiedy widzą, że ich dziecko wypowiada je z głębi autentycznej rozpaczy? Dobrze jeszcze, jeśli syn czy córka pozwolą się przytulić albo jeśli można im powiedzieć, że „są to słowa bardzo niesprawiedliwe i zadają mi ból”, albo że „ty przecież wiesz, jak bardzo cię kocham”. Ale jeśli dziecko zamknie się w sobie? Co wtedy robić? Na pewno nie wolno się poddawać. Wydaje się, że miłość do dziecka powinna wtedy, nie tracąc nic ze swojej realności, starać się o jakąś niewidzialność. Na pewno trzeba się wtedy modlić za swoje dziecko jeszcze więcej niż zwykle – i chyba lepiej, żeby ono o tym nie wiedziało. Na pewno też trzeba czuwać – jeśli nie można inaczej, to z daleka – aby w każdej chwili podać mu rękę. Teraz jednak zastanówmy się nad tym, co możemy zrobić – i czy w ogóle coś możemy zrobić – ażeby dzieci nie dopadło aż tak głębokie zwątpienie w sens życia. Tajemnica pewnej bezradności Czuję się bezradny, kiedy ktoś, kto zwątpił w sens swojego życia albo w sens życia w ogóle, oczekuje ode mnie, że go będę o tym sensie zapewniał. Jest to tyle warte, co rzucanie grochem o ścianę albo obsiewanie skały – przecież z góry wiadomo, że ani grochem ściany nie przebijesz, ani ziarno na skale nie urośnie. Skąd się bierze ta bezradność, skoro sam bardzo jednoznacznie doświadczam sensu życia, co więcej, wielokrotnie przekonałem się, że w rozmowach na temat sensu życia z ludźmi, którym wspomniane zwątpienie jest raczej obce – podawane przeze mnie argumenty zazwyczaj trafiają im do przekonania, a nieraz przytaczają oni argumenty jeszcze bardziej przekonujące? Dlaczego tak trudno przekonać o sensie życia kogoś, kto już zaczął w ten sens wątpić? Wiele zrozumiałem dzięki rozmowie z pewnym siedemnastolatkiem. Twierdził, że świat stoi na egoizmie, a mówienie o bezinteresowności jest obłudą i mydleniem oczu ludziom naiwnym. Chciał, żebym mu udowodnił, że nie ma racji i że niekiedy jednak ludzie bywają naprawdę bezinteresowni. On jednak z góry „wiedział”, że tego udowodnić nie potrafię, bo – jego zdaniem – przekonanie o istnieniu bezinteresowności jest takim samym przesądem, jak wiara w istnienie krasnoludków. Ja, naiwny, podjąłem wezwanie. Osiągnąłem jednak coś odwrotnego, niż chciałem. Kolejne moje argumenty coraz bardziej utwierdzały go w przekonaniu, że ma rację. W końcu sięgnąłem po argument, wydawało mi się, rozstrzygający. „Nie zaprzeczysz chyba – powiedziałem – że miłość matki do dziecka jest prawie zawsze bezinteresowna”. Nie zapomnę tego zwycięskiego błysku, który pojawił się wówczas w jego oczach. „Miłość mamusi? Niech ksiądz nie żartuje! Przecież to żadna bezinteresowność, tylko skutek zwyczajnego działania hormonów!”. Wtedy chyba sam Duch Święty mnie oświecił i powiedziałem mu tak: „Może i masz rację, ale jedno wiem na pewno – że jeżeli ty sam będziesz próbował postępować w sposób bezinteresowny, to o dwóch rzeczach się przekonasz w sposób ewidentny. Po pierwsze, że naprawdę można być bezinteresownym, i po drugie, że masz bardzo dużo racji, podejrzewając, że nasza bezinteresowność jest naznaczona różnymi niedoskonałościami”. Wydaje się, że właśnie tutaj leży tajemnica naszej bezradności i nieskuteczności, ilekroć chcemy samych siebie albo kogoś wątpiącego przekonywać do prawd w życiu najbardziej podstawowych. Owszem, wobec tych prawd argumenty są bardzo ważne, jednak doświadczenie jest zdecydowanie wcześniejsze i ważniejsze niż argumenty. Bo żeby uwierzyć w bezinteresowność, najpierw trzeba samemu doświadczyć tego, co to znaczy być bezinteresownym. Podobnie, ażeby przekonać się, że życie ma sens, przedtem trzeba samemu próbować żyć sensownie. Podobnie ktoś może uznać, że przedstawione mu dowody na istnienie Boga dają mu stuprocentową pewność, a mimo to może on w Boga nie uwierzyć – bo jak może wierzyć w Boga człowiek, który w ogóle nie wie, co to znaczy spotykać się z Nim w modlitwie, ani nie zauważa Jego obecności i pomocy w różnych okolicznościach swojego życia? Trudno też o porozumienie między ludźmi, z których jeden widzi w cierpieniu i spotykających nas niesprawiedliwościach jedynie absurd i skandal, drugi zaś stara się na swoje i cudze cierpienia reagować, choćby nawet nieudolnie, w duchu miłości. Dlaczego dzisiaj tyle zwątpienia w sens życia? Zwątpienie w sens życia nie musi odbierać ludziom ani nawet społeczeństwom dobrego samopoczucia. Kiedy przed kilku laty Benedykt XVI przyjeżdżał z duszpasterską wizytą do Francji, pewien wybitny dziennikarz w następujących słowach wyjaśniał, dlaczego większość Francuzów w ogóle nie zamierza słuchać tego, co papież chciałby im powiedzieć: „W kraju takim jak Francja większość rodzin jest zadowolona ze swego życia. Życie seksualne jednostek, bardziej urozmaicone, daje w rezultacie całkiem zadowalający współczynnik płodności – dwoje dzieci na jedną kobietę. Liczba zabójstw nie rośnie. Instynkt życiowy przetrwał, a życie w obecnych czasach – choć pozbawione sensu – może być interesujące. Do czasu przynajmniej, gdy – w obliczu braku ubezpieczenia metafizycznego – zostanie nam system ubezpieczeń społecznych, który pozwoli korzystać w sposób rozsądny z naszego życia pozbawionego sensu”. Znamienne, że ów dziennikarz w ogóle się nie zastanawiał nad tym, czy to „rozsądne korzystanie z życia pozbawionego sensu” nie przyczynia się do kryzysu życia rodzinnego, nie sprzyja szerzeniu się narkomanii, nie wpływa na wzrost liczby samobójstw, nie zwiększa liczby pacjentów w szpitalach psychiatrycznych. Bo być może miał rację ks. Józef Tischner, kiedy pisał, że zwątpienie w sens życia wpędza ludzi w „noc, w której wszystko jest ogarnięte szyderstwem. Szyderstwo nie ma tu charakteru estetycznego, lecz metafizyczny. Poprzez szyderstwo ma się okazać prawdziwa zasada bytu: byt jest oparty na bezsensie. Bezsens istnienia na tym polega, iż dobro musi zginąć w potyczce ze złem. A nawet więcej: dobro istnieje tylko po to, by być żertwą dla zła. Naiwni ludzie ulegają pokusom, myśląc, że mogą swym poświęceniem coś przeciwko temu zaradzić”. Jeśli komuś naprawdę zależy na tym, by nie usłyszeć od rodzonego dziecka słów rozpaczy, że jego życie nie ma żadnego sensu i że ono na świat się nie prosiło, musi stać się takim naiwniakiem, jak to opisał ks. Tischner. Musimy sami żyć sensownie, musimy dbać o to, żeby nasze życie miało możliwie jak najwięcej sensu. Bo tylko tak żyjąc, możemy składać autentyczne i skuteczne świadectwo, że życie naprawdę ma sens. • Jacek Salij – ur. 1942, dominikanin, duszpasterz, profesor teologii UKSW, autor wielu książek i artykułów, mieszka w Warszawie. Nowe życie . Nadal, choć znacznie rzadziej, spotykam się z chrześcijańskim psychoterapeutą. Moje życie modlitwy uległo ogromnej poprawie. Od czasu do czasu spotykam się z psychiatrą, by skontrolować efekty zażywania leków. Mam nadzieję, że przyjdzie czas, kiedy będę mógł je odstawić, ale nie staram się przyspieszać tej chwili.
Może należysz do osób, które straciły wszystko, co było dla nich ważne: miłość, pracę, zdrowie, tak że zadajesz sobie pytanie, czy i jak bez "tego wszystkiego" możesz nadal żyć. Może z biegiem czasu poczułeś się zmęczony z powodu nadmiaru klęsk. Może wyzbyłeś się nadziei, że również ty mógłbyś kiedyś poczuć, gdzie należysz i gdzie jest twój dom. Może myślisz, że życie cię opuściło. Czasami dobrze jest na chwilę po prostu opuścić ręce, dać zmęczeniu miejsce, którego ono potrzebuje, i niczego więcej od siebie i innych nie oczekiwać. Czasami nasza dusza pozostaje w tyle, kiedy nie może już nadążyć. Wtedy nie pozostaje nam nic innego jak poczekać, aż do nas dołączy i znowu zacznie nas wypełniać. To oczekiwanie jest dopuszczalne. A nawet jest ono konieczne, bowiem świat wewnętrzny rządzi się prawami, które często są zupełnie inne niż prawa zewnętrznego, na sukces nastawionego świata. Ale może powiesz, że twoje życie było zawsze pozbawione sensu. Zawsze? Nigdy jeszcze nie czułeś sensu? Wszystko, co przeżywałeś, odczuwałeś jako pozbawione sensu? Nie znasz żadnych przyjaciół, nie pamiętasz żadnego dobrego okresu? To byłoby przygnębiające. Ten, kto mówi, że nigdy jeszcze nie doświadczył sensu, powinien zadać sobie pytanie, czy rzeczywiście myśli to, co mówi, i czy prawdą jest to, co których życie było trudne, mają skłonność do uogólniania swych mrocznych doświadczeń - z uporu, z ukrytej lub jawnej złości, także z nienawiści do wszystkiego, co żyje. Nierzadko jednak pod tą negatywną postawą wobec życia kryją się ostatnie iskierki pełnej zwątpienia miłości do niego. Ten, kto mówi, że nigdy jeszcze nie doświadczył sensu, musi też zadać sobie pytanie, czy chce tego, co robi, a mianowicie nieustannego trwania w uporze, w złości, w nienawiści, i zgody na to, aby obumarła ostatnia, ukryta pod nimi, iskierka miłości. ..."Można odrzucić również sens...". Są jednak również ludzie, którzy "wszystko" utracili, ale nauczyli się panować nad swoim bólem i dzięki temu osiągnęli głębokie doświadczenie sensu. Nie, ludzie ci nie kochają tego, co w ich życiu trudne; kochają życie. Kochają życie wbrew temu, co w nim trudne, i niewątpliwie potrzebowali wiele czasu, zanim udało im się wypracować w sobie tę postawę. Jak się tego nauczyli? Otóż zrozumieli oni, że decydujące znaczenie ma to, na co się patrzy: czy na to, czym się nie jest, czego się nie ma, czego się nie może, czy też na to,... jakie możliwości stale jeszcze albo właśnie teraz przed nami stoją.... Nasze życie jest określane przez to, co czynimy w nim rzeczą główną... Jeśli czynimy nią cierpienie i związane z nim ograniczenia, udręki czy straty, to nasze myśli, uczucia i działania, wszystkie nasze relacje wobec życia są determinowane przez ten jeden temat...Wtedy również większość atrakcyjnych możliwości, jakie pomimo wszystko mogą się przed nami pojawiać, ukryta jest w cieniu cierpienia i pozostaje nieosiągalnie daleka... Jeśli natomiast główną rzeczą jest dla nas samo życie, będziemy tu i teraz z konkretnych życiowych sytuacji czerpać tyle wartości, ile da się z nich uzyskać.... Tego, co trudne, nie będziemy wprawdzie mogli nie dostrzegać, będzie ono jednak stopniowo tracić swój tragiczny wymiar... Czy życie jest udane, czy nie, czy nad cierpieniem można panować, czy nie - wszystko to zależy od tego, czy chcemy istnieć,.. żyć,.. wydobywać ze swego życia to, co w nim najlepsze,.. czy też nie... Decyzji, czy chcemy patrzeć na jedno, czy na drugie, nikt za nas na szczęście nie podejmie.... Na tej wolności polega nasza godność...
Nachodzą Cię myśli, że Twoje życie nie ma sensu? Jeśli zadajesz sobie pytanie, czy życie ma sens, stanowczo odpowiadamy, że TAK MA! Trzeba tylko skupić uwagę na odnalezieniu tego, co naprawdę jest dla Ciebie ważne i co daje Ci szczęście.

Witam wszystkich ! Od jakiegoś czasu czytam wypowiedzi osób zamieszczających świadectwa. Chciałbym się podzielić kilkoma spostrzeżeniami, jednocześnie przedstawić swój problem, z którym się zmagam od jakiegoś czasu. Cały czas proszę Boga, aby pomógł mi ten problem rozwiązać, ponieważ nie mam do kogo się zwrócić o pomoc. Niestety ze smutkiem stwierdzam, że Pan Bóg jest chyba głuchy na moje prośby, ponieważ moja sytuacja nie poprawia się. Nie chciałbym tutaj mówić o co dokładnie chodzi, gdyż jest to intencja Bogu wiadoma. Zaczynam coraz bardziej wątpić w to, że moja sytuacja zmieni się na lepsze, nie wiem może nie zasługuje na tą łaskę od Boga. Sam nie jestem idealny i jak każdy z nas grzeszny, ale dla mnie jest to sprawa życia i śmierci. Coraz dopadają mnie myśli samobójcze. Czasami sobie myślę, czy czasami nie było lepiej opuścić ten świat. Czytając świadectwa poszczególnych osób dochodzę do wniosku, że Bóg rozwiązuje tylko sprawy, które powierzają mu kobiety, ponieważ wśród osób składających świadectwa zdecydowana większość to właśnie kobiety. Nie wiem, być może ich modlitwa jest skuteczniejsza i bardziej mu miła. A przecież jest powiedziane, że Bóg ma dla każdego z nas wspaniały plan, zatem powinno dotyczyć to wszystkich, zarówno kobiet jak i mężczyzn lub Jesteś dla Boga kimś wyjątkowym i niepowtarzalnym- gdyby tak było nasze życie byłoby piękne i wspaniałe, a nie pełne bólu, niesprawiedliwości i zła. Kończąc moją wypowiedź, proszę każdego i każdą o modlitwę w mojej intencji, być może samemu nic nie jestem w stanie nic osiągnąć i potrzebuje grupowego wsparcia. Pozdrawiam wszystkich, licząc na jakiś odzew i pomoc. StartListy od CzytelnikówWojtek: Nie wiem, czy moje życie ma sens

Tym razem o odchodzeniu i żałobie, a wszystko w kontekście niedawnej śmierci matki autora. Matki, z którą łączyła go niełatwa relacja. Mam wrażenie, że matka jest obecna w każdej opowieści, nawet jeśli pozornie nie ma z nią związku. Pięknie wpisuje mi się ta książka w moje ulubione lektury o śmierci.
A gdyby tak przez chwilę pobyć kimś innym? Kim chciałabym być? Swego czasu blog był dla mnie taką darmową psychoterapią. Nie chcąc zarzucać swoich bezdzietnych przyjaciół tematyką ciążową i okołodziecięcą, co tylko mogłam, przelewałam tutaj. Bardzo się cieszyłam, że gromadzę swoje przemyślenia, uczucia i emocje w jednym miejscu, do którego początkowo dostęp miałam tylko ja. Bardzo szybko jednak poczułam potrzebę dzielenia się swoimi doświadczeniami i rozterkami z innymi kobietami, którym te tematy również były bliskie. Moje miejsce stało się otwarte na ich pytania, wątpliwości, a i ja czerpałam z ich wiedzy dla siebie. Później jednak porzuciłam bloga, bo uważałam, że nie mam na niego czasu. Sporadycznie wrzucane wpisy spowodowały, że sporo z Was nie chciało wracać do bloga-widmo i zupełnie się temu nie jednak taki moment w moim życiu, kiedy w końcu przypomniałam sobie, jak bardzo kocham siebie i dla innych. Postanowiłam dać sobie szansę i zacząć pracować nad swoim warsztatem pisarskim. Choć cały czas nie opuszczało mnie wrażenie, że znacznie większy zasób słów posiadałam w podstawówce niż obecnie (w tamtych czasach pochłaniałam kilka książek tygodniowo), na nowo zaczęłam pisać (i czytać). Och, jaka czułam się spełniona! Każdorazowo przelane słowa na klawiaturę sprawiały mi ogromną przyjemność… wróciłam na właściwe ostatnim czasie pokutuje jednak we mnie poczucie, że nigdy nie ma „tego” momentu, kiedy to jestem wyrobiona ze wszystkim w to zaczyna narastać we mnie frustracja. Mam wrażenie, że ilość obowiązków jest niewspółmierna do godzin, jakie liczy doba. Codziennie daję z siebie 100% na każdym polu i czuję się już z tego powodu okropnie wyeksploatowana. Grafik pęka w szwach, kalendarz jest zapisany po brzegi i choć dzięki umiejętności planowania w większości udaje mi się zrealizować zamierzone cele (pamiętając o odpuszczaniu mniej ważnych spraw!) to i tak wieczorem już mówiąc kolokwialnie padam na ryj. Serio. Choćbym chciała, nie jestem w stanie ubrać tego w inne, przyjemniejsze w odbiorze się zastanawiać, czy to co robię ma sens i czy właściwie tak życie powinno nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Jak się ma kredyt hipoteczny na karku i zobowiązanie w postaci dziecka to nie można sobie pozwalać na radykalne posunięcia. A ostatnio tak mi się marzy jakaś zmiana. Nigdy jakoś specjalnie nie przepadałam za monotonią, a ostatnio pomimo kosmicznej różnorodności zadań w ciągu dnia czuję, że się spalam. Że mnie już to wszystko nudzi. Chciałabym więcej niż mam, ale ograniczenia są jakie są i choć staram się dać z siebie czasem nawet i 200% to i tak nie wyrabiam czasowo z obowiązkami ponad działam w kreowaniu swojej marki osobistej, inwestuję w siebie i swój rozwój, bo uważam, że sukces na tym polu miałby ogromny wpływ na mnie ambicjonalnie, a przede wszystkim na jakość życia naszej po długich tygodniach bicia się z myślami, w końcu pozbyłam się złudzeń i zdałam sobie sprawę, że w pewnym momencie organizm mówi STOP. Musiałabym w ogóle nie spać, żeby móc pogodzić pracę na etacie z rozwojem własnego biznesu, przy tym mając czas dla swojej rodziny, a i od czasu do czasu dla samej siebie. Ale to tak cholernie trudne, żeby przekładać tą świadomość na codzienne decyzje! Tak trudno wybierać między zasłużonym odpoczynkiem i zrobieniem czegoś dla siebie, a planami, marzeniami, aspiracjami, samorozwojem… W końcu dojrzałam emocjonalnie do myśli, że by coś osiągnąć, trzeba zapierdalać. Nie ma półśrodków w dążeniu do celu. Albo robisz coś na stówę, albo wcale. Ja na razie nie mam innej możliwości, jak dążyć półśrodkami i to mnie tak szalenie frustruje. A co to za matka-frustratka?Moje życie nie jest piękne jak widoki w Lesbos i kolorowe jak Prosecco pite po nagraniu w Warszawie. Mimo to, mam więcej niż inni i jestem za to wdzięczna jak cholera. Ale czy to moja wina, że chcę od życia więcej? Kto by nie chciał? iMimo to, zdarza mi się zastanawiać, czy moje życie ma sensKiedy telefon z Radia ZET wciąż nie dzwoni i wciąż nie wygrywam gwarantowanych 17 tysięcy ani nawet weekendu w zdaję sobie sprawę, ile kasy w tym miesiącu wydałam na smsy Aleks ma po raz trzeci jelitówkę, a ja nie jestem w stanie mu siedzę w pracy i wciąż gonię swój własny ogon, a pracy wciąż mi nie nasze mieszkanie nigdy nie jest w pełni posprzątane, a Aleks na dokładkę wysypuje paczkę wiórek kokosowych na stół, dywan i gołębie wiją sobie gniazdo na naszym balkonie, K. ich nie eksmituje, wykluwają się młode, które są jeszcze takie zupełnie łyse, wciąż ich nie wyrzucamy, a po jakichś 2 miesiącach musimy wydać kupę kasy na eliminację dwucentymetrowej warstwy kupy na tymże frank wciąż nie spada do poziomu 2 złotych i zdaję sobie sprawę, że kiedyś może nawet kosztować 10, a my jesteśmy jeszcze w jego sidłach przez „kilka” lata nie ma, albo jest tak beznadziejne jak dziś: zero słońca, 32 stopnie, wilgoć i mega duchota. I ta świadomość, że za miesiąc będzie wrzesień, a wraz z nim nadejdzie jakieś 8 miesięcy jesieni, aż do maja, kiedy to ewentualnie zrobi się jako wraz z tą pogodą moje włosy nijak nie chcą mi się ułożyć i żeby nie wyglądać jak pudel, muszę ciągle chodzić w po raz już nie zliczę który muszę powtarzać jak katarynka mojemu mężowi, żeby nie rozrzucał swoich ciuchów po całym mieszkaniu i żeby zasuwał drzwi od komandora, bo kiedyś naprawdę szlag jasny mnie trafi, a mimo następnego dnia i tak przeżywam dzień świstaka.***Na szczęście takie sytuacje nie zdarzą się bardzo często, a czarne myśli dość szybko mnie opuszczają. A co tam kupa na balkonie, co tam kolano Aleksa w moich żebrach, nieważne są wiórki na kanapie – ważne, że mamy siebie, jesteśmy zdrowi i mamy dach nad głową. Powtarzam wtedy sobie, że jeśli o czymś marzę, to mogę to zrobić i zrobię. I tym sposobem o kolejny dzień jestem bliżej swojego wyrzuciłam to z siebie i już mi lepiej. Wy też wyrzućcie. Co Was wkurza najbardziej? Kiedy czujecie się tak maksymalnie najbardziej zrezygnowani, aż tak, że Wam cycki (lub inne części ciała) opadają do samej ziemi? Kiedy Wasze życia tracą sens? Jakie to sytuacje?SPODOBAŁ CI SIĘ TEN WPIS? BĘDZIE MI BARDZO MIŁO, JEŚLI:zostawisz pod nim komentarzpolubisz mój fanpage na Facebooku, tak, żeby być na bieżąco z nowościamizaobserwujesz mój profil na Instagramie
. 6 356 347 533 497 655 680 799

czy moje życie ma sens